Były dwa tygodnie do ślubu, spotkałyśmy się z Beatą w sprawie wystroju sali weselnej i zdjęć, a okazało się, że jest jeszcze nie do końca rozstrzygnięta kwestia ślubnej fryzury. Marzeniem Beaty była fryzura w stylu lat 20-tych, 30-tych.
Wspólnie skompletowałyśmy inspiracje, m.in. Ritą Hayworth, ale nie tylko. Brałyśmy pod uwagę nie tylko samo upięcie włosów, ale i ewentualne delikatne dodatki takie jak kwiat, piórko czy woalka - charakterystyczne dla tamtych czasów.
Przyszła Panna Młoda udała się więc na tzw. próbną fryzurę do fryzjera. Efekt fryzury z tamtych lat był rzeczywiście, ale nie czuła się w niej zbyt swobodnie. Miała wrażenie, że choć uczesanie jest zgodne ze stylem epoki, jednak nie odzwierciedla jej osobowości i stanu ducha. Fryzura zbyt gładka i za bardzo przy głowie - to nie było to.
Ostatecznie intuicyjnie fryzurę pod wpływem naszej wspólnej burzy mózgów, przygotowała samodzielnie, według mnie z oszałamiającym efektem! I do tego ten uśmiech... Uwaga - tą radością można się zarazić!
Fot: Dr Wedding Style
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz