Podoba mi się ten powrót do natury w ślubnych dekoracjach, a nawet wiązankach ślubnych. To docenienie prostych rozwiązań, które stają się w odpowiednim kontekście i dobrze dobranej oprawie, czymś wyjątkowym.
Mam kilkuletnią czarną sosnę, nie doceniałam jej przepięknych szyszek, które rodzi co roku, dopóki nie zainteresowałam się wystrojem ślubów i wesel. Nagle poczułam w związku z nią tyle możliwości. Zaczęłam każdą skrzętnie chować do najładniejszego pudła, gdzie czekają na dekorację w odpowiednio dobranym stylu. Cześć swoich zbiorów wykorzystałam już podczas wesela mojej koleżanki Beaty, gdzie szyszki razem z papierowymi serduszkami wyciętymi ze stron starej książki, zdobiły stół - dla przypomnienia kliknijcie
TU.
Na rumianki, chabry i złociste trawy patrzę w tym roku już w ogóle inaczej. Przestały być dla mnie takie zwyczajne. Tak cudnie prezentowały się (nieskromnie powiem)
TU na ślubie w kościele.
Tak, to jest jakiś rodzaj nowej mody, która idzie do nas fajną estetyczną falą z Ameryki, z tzw. Zachodu. I, według mnie, bardzo dobrze. Dobre wzorce, pozytywne inspiracje warto przejmować, pielęgnować i dostosowywać zgodnie z wyczuciem stylu do naszych realiów, oczekiwań i potrzeb.
Ja wiem, że moje pozyskane z podwórkowej sosny szyszki, odegrają już niedługo jedną z głównych ról w nadchodzącej dekoracji weselnych wnętrz. Efekty na pewno zobaczycie. A oto inspiracje z zagranicznych magazynów ślubnych i blogów: